Tylko do 19.00!
Stara prawda, że śniadanie powinno się zjadać obfite, obiad mniej, a kolację lekką, znają i powtarzają wszyscy. Pojawia się jako wariacja pt.: „śniadanie zjedz sam, obiadem podziel się z przyjacielem, kolację oddaj wrogowi” czy też „śniadanie jadaj po królewsku, obiad po mieszczańsku, a kolację, jak żebrak”. Znamy to wszyscy. Rzadziej jednak za maksymą idzie wyjaśnienie, dlaczego właśnie tak.
Wiemy, że to niezdrowe, ale amatorzy nocnego jedzenia często tłumaczą, że nie jadają śniadań, więc nocny posiłek służy im jako śniadanie. Nie do końca tak jest. Problem tkwi bowiem w pracy naszych narządów. Otóż taki żołądek po godzinie 19.00 przestaje przejmować się tym, co do niego upychamy. Trawi jeszcze przez jakieś dwie godziny, a potem przestaje. Pracę na pełnych obrotach znowu zaczyna ze świtem. Podobnie wątroba. Tyle, że ta ostatnia to nasz filtr, ma więc bardziej odpowiedzialne zadanie.
Pracuje więc pełną parą ale tylko do… okolic 1.00 w nocy. Jeśli jedynym kryterium wyboru pory, o której spożywamy kolację i jej obfitości jest sylwetka, sprawa nie wygląda tragicznie. Rzeczywiście, rano nasze wnętrzności zajmą się nocnym posiłkiem… tyle, że sam posiłek nie będzie już nawet pół-wartościowy. Niestrawione resztki zalegają nam bowiem w żołądku i gniją. Wszelkie składniki odżywcze nie dostają się do organizmu, bo nie zostają przetrawione. Kiedy proces trawienny powraca, organizm jako tako sobie z tymi śmieciami radzi.
Jednak są to już śmieci. To tak, jakbyśmy nie jedli nic, a upchali się pustymi kaloriami i zabierali sobie siły witalne. Organizm bowiem rano męczy się z takimi resztkami, a to też daje się we znaki. Mamy gorsze samopoczucie, a toksyny… wychodzą na zewnątrz w postaci cellulitu, wyprysków, poszarzałej cery i ogólnego osłabienia.
Jeśli mimo zaleceń, jadamy głównie nocą, nie miejmy pretensji o to, że wiecznie mamy szarą cerę, jesteśmy przemęczeni i ogólnie – wyglądamy tak jak się czujemy, a czujemy się źle.
am